To jest post o sikaniu… babskich sprawach i okrutnej niesprawiedliwości natury.
Wszystko w biegu. Krzaki, krzakami, ale co zrobić jak tu pole, albo wysokie drzewa, biegacze przed tobą, biegacze za tobą, a natura wzywa? Można sikać po kropelce i wcierac w spodnie, ale ten sposób mnie jakoś nie przekonuje.
Mi wychodzi to jako tako, nie zawsze uda się schować tak, aby nikt nie widział. Dlatego „Niech się wstydzi ten kto widzi” i ” Nic co ludzkie nie jest mi obce”. Okres to już wyższa szkoła jazdy, każda kobieta wie z czym to się wiąże na trasie, a czasem jest nawet niebezpieczne dla naszego zdrowia. Ale biegamy, walczymy i jak widzę kobiety na podium i czas w jakim pokonały trasę biegu ultra, to się zastanawiam… ile razy sikała na trasie, ma okres czy nie ma?
Oczywiście jesteśmy różne, każda z nas inaczej znosi babskie dni i z różną intensywnością. Na szczęście jeśli chodzi o dwójkę tu jest po równo, na prawo dziewczynki, na lewo panowie.
Mój pełen szacunek dla dziewczyny, która zainspirowała ten post i ogrzała mech tuż przy drodze, podczas Ultramaratonu Powstańca. Biegi to nie czas na konwenanse i warto wtedy mieć do tego luźne podejście.